-Fanny? Przepraszam... nie wiem co we mnie wstąpiło - oznajmiła Sophia po chwili.
-Nie... odzywaj... się... do... mnie - warknęła Fanny.
-Ale... - Sophia nie dawała za wygraną.
-ŻADNEGO "ALE"! NIE ODZYWAJ SIĘ DO MNIE I KONIEC! OD TERAZ NIC NAS ZE SOBĄ NIE ŁĄCZY! - wykrzyczała Fanny.
Oczy Sophii od razu się zaszkliły. Jej podbródek zaczął niebezpiecznie drgać, a ona sama próbowała jeszcze coś wyjąkać. Fanny zgromiła ją wzrokiem. Tego było już za wiele. Sophia wiedziała, że jej bliźniaczce wkrótce przejdzie i będzie żałować tego co powiedziała, ale teraz... teraz nie żałowała, co więcej była z siebie dumna. Sophia nie mogła wytrzymać. Wzrok siostry palił jej skórę. Czuła się fatalnie. Odwróciła się więc na pięcie i ruszyła w kierunku drzwi. Kiedy naciskała już klamkę, usłyszała ciche pogardliwe prychnięcie jej siostry i łzy wypłynęły z jej oczu. Wybiegła na korytarz, drzwi się za nią zatrzasnęły, a ona sama zbiegła na dół. Jej rodzice wyszli z salonu na korytarz, aby zobaczyć co się stało. Kiedy zobaczyli płaczącą córkę już wiedzieli, że Fanny musiała powiedzieć o kilka słów za dużo. Bliźniaczki często się kłóciły, ale jeszcze nigdy do tego stopnia, że Sophia uciekała z ich wspólnego pokoju.
-Sophia? Co się stało, kochanie? - pytała jej matka.
Dziewczyna nie odpowiedziała tylko wybiegła z domu. Miała ochotę teraz osunąć się na ziemię i schować twarz w dłoniach. Jednak nie mogła. Była za blisko domu. Ruszyła więc w kierunku parku, gdzie niegdyś razem z siostrą uwielbiały się bawić i ćwiczyć swoje zdolności.
W parku nie było dużo ludzi. Było prawie pusto. To dobrze. Sophia potrzebowała teraz samotności. Dlatego też zaszyła się w najciemniejszym i opuszczonym zakątku parku. Było tu dużo drzew, krzaków. Ławki były zaniedbane. Ona nie przejęła się tym. Usiadła na ławce, podwinęła nogi i schowała twarz w dłoniach. Płakała. Strasznie płakała.
Nie upłynęło dziesięciu minut, a usłyszała coś. Tylko, że to rozbrzmiewało jedynie w jej głowie. Zamknęła oczy. Teraz nawet wszystko widziała.
-Coś ty jej zrobiła? - spytała kobieta o długich jasno brązowych włosach. Ich matka.
-A cio? Dziewcinka juz się poskarziła? - spytała, naśladując głos dziecka. Swoją drogą... z marnym skutkiem. - Schowała się? Siedzi w łazience? - znów spytała. Wtem do pokoju wszedł zziajany ojciec.
-Nie ma jej w ogrodzie, ani w okolicy... - powiedział na jednym wdechu. Przez twarz Fanny przemknął strach.
-Ale... ale jak to? - wyjąkała.
Wtedy wszystko się rozpłynęło. Sophia otworzyła oczy. Już nie była w swoim pokoju. Teraz siedziała na brudnej ławce w parku. Szczerze powiedziawszy... to jej bardziej odpowiadało. Nie chciała teraz patrzeć na Fanny, a tym bardziej z nią rozmawiać. Niech teraz jej siostra ulegnie. Niech ona żałuje i przeprasza. Sophia nie zrobiła nic złego. Po prostu... po prostu spodobał jej się pewien chłopak, a ona nie chciała o tym mówić. To nic złego. Każdy może mieć tajemnice. Może wytknęła Fanny lenistwo i to, że jej umiejętności są słabsze od tych Sophii, ale przecież... przecież zaraz przeprosiła, a Fanny? Fanny powiedziała, że nic ich ze sobą nie łączy. To była przesada. Teraz to Sophia powinna zostać przeproszona, ale ona tak łatwo nie odpuści. Zwykłe przepraszam nie wystarczy. Fanny będzie musiała się trochę namęczyć.
-Sophia? - usłyszała za sobą głos. Odwróciła się natychmiastowo w jego stronę.
Wtedy go zobaczyła. Promienie słoneczne, które z trudem przeciskały się przez liście, ogromnych drzew, teraz tańczyły w jego brązowych włosach. Uśmiechnął się pytająco i w jego policzkach na chwilę pojawiły się dołeczki. Uśmiech jednak zszedł z jego twarzy, kiedy tylko zauważył, że Sophia płakała. Od razu podszedł do niej. W jego brązowych oczach widać było troskę.
-Coś się stało? - spytał.
Usiadł obok niej i objął ją ramieniem. Był taki ciepły. Sophia wtuliła się w niego i znów zaczęła płakać. On tylko pogładził ją po włosach i pozwolił się jej wypłakać. Wiedział, że teraz tego potrzebuje.
W końcu się uspokoiła. Jego ramiona miały na nią kojący wpływ. Czuła się obok niego tak dobrze jak nigdy przedtem. Milczeli i to im wystarczyło. Tak było dobrze. Jednak mijały minuty, a potem godziny. Czas przeciekał im przez palce. W końcu zapadł zmierzch.
-Już późno. Chodź. Odprowadzę cię do domu - to on przerwał panującą od kilku godzin ciszę.
-Dziękuję, Len, ale... ale ja dziś nie wracam do domu - wyznała cicho Sophia i z trudem zatrzymała łzy, które ponownie próbowały wydostać się z jej oczu.
-Jak to nie wracasz? - zdziwił się chłopak.
-Po prostu nie. Pokłóciłam się dziś z siostrą i... ona nie chce mnie znać, a ja nie mam ochoty jej widzieć - odpowiedziała, łamiącym się głosem.
-Rozumiem. Masz gdzie pójść? - spytał.
-Nie - wyszeptała.
-W takim razie idziesz ze mną. Nie pozwolę ci zamarznąć - oznajmił głosem nieznoszącym sprzeciwu.
______________________________________________________________________
Wiem. Krótki. Powód jest ten sam, o którym pisałam na blogu o Finnicku i Annie. Niestety poprzedni rozdział, który napisałam na tym blogu był bardzo słaby i... i potem miałam problem jakoś wybrnąć z tego. Mam nadzieję, że ten jest lepszy i bardziej się Wam spodobał :)
Nie wiem kiedy pojawi się następny rozdział, ale mam nadzieję, że nie długo.
Nie wiem kiedy pojawi się następny rozdział, ale mam nadzieję, że nie długo.